Kto widział, ten wie, a kto nie to nie, ale miałem na tym orkonie miecz latexowy.
Lekki, że hej, zarąbiście wyglądał, atest dostał, tylko, że miał 3 wady: średnio poważną, poważną i niepoważną
niepoważna: 95 cm więc ni przypiął ni wypiął do kategorii orkonowych

średnio poważna: mała masa, więc średnio da się tym parować (z tarczą natomiast bezbłędny, można trzymać mieczasa w górze niczym armia prowincji (chyba) w Domu Latających Sztyletów w ogóle się nie męcząc)
poważna: Lateks, albo to coś co pokrywa głowicę i jelec mojego egzemplarza ulega dziwnym przemianom chemicznym i zamiast elastycznego nieprzejrzystego suchego tworzywa robi się z tego dosłowny klej. Będę się musiał zabrać za zeskrobanie tej kupy i zaimplantowania starej dobrej czarnej taśmy izolacyjnej.
Kosztował 120 zł i była tego jedna sztuka w Bardzie w Krakowie (sztylet, który też tam był się nie liczy)