Wspomnienia pewnego dzielnego drwala (spisane łońskiego roku przez kapłana Borubara z Zapsiej Dziury dla potomnych) podróżującego przez Królewszczyznę Ryszarda Glostera.
[manuskrypt odnaleziony w ogrodach królewskich przypadkiem - zabrudzony nieznaną substancyją prawdopodobnie pochodzenia organicznego]
"Podróżowałem wozem wraz z kupcem imć Bahusem prosto wschodnim traktem, mniej wiecej zaraz za rozstajem na Lubeć Wielki, gdy z gęstych krzaków na skraju drogi usłyszeliśmy jakieś szelesty i pochrząkiwania. Wpierw myślałem, że to jakoweś dzikie zwierzę, ale gdy dostrzegłem na ziemi niestarannie zamaskowana pułapkę zwaną Wilczym Dołem szybko pojąłem skalę zagrożenia. Przestraszyłem się nie na żarty – Zbójcy! – myślę. Patrzę na imć Bahusa, co nam czynić każe a ten jak gdyby nigdy nic prowadzi wóź prosto w pułapkę! Nie widzi – myślę – czy tak dobrze umie ukryć strach? „WIELMOŻNY BAHUSIE!” – Chciałem krzyknąć, lecz nie zdążyłem. Z krzaków bowiem wypadła na nas wrzeszcząc, wymach#jąc bronią, tupiąc i gwiżdżąc zgraja czerwonych wojowników nieznanej rasy i rzuciła się w naszym kierunku. Wodza widziałem tylko chwile gdyż w trzecim kroku wpadł wraz z dwoma innymi do wilczego dołu, ale reszta zgrabnie ominęła pułapkę i z mrożącymi krew w żyłach krzykami skoczyła nam do gardeł. Zaraz potem musiałem chyba otrzymać cios w głowę, gdyż więcej nie pamiętam...
Ocknąłem się jak polano mnie zimną wodą – byliśmy już 2 mile dalej i wóz spokojnie toczył się na wschód. Imć Bahus był bardzo kontent z siebie, a na wozie gdzie leżałem dostrzegłem, że oba nowe kufry, co do tej pory były puste stały teraz zawarte na solidne kłódy. Na moje pytania, co się stało wszyscy śmiali się w kułak i na przemian, opowiadali mi niestworzone historie o swoich przewagach bojowych. Gdy próbowałem dociec, który potwór mnie uderzył, że aż straciłem przytomność ryczeli ze śmiechu pół godziny... Zaprawdę pogański to kraj powiadam wam – nie warto go odwiedzać. Dziwne tylko, że guza żadnego nie mogłem znaleźć na głowie...."